Za dawnych czasów, gdy internet był piękny i młody, istniały tak zwane sweet blogaski. Wyróżniały się one kiczowatym wystrojem, pisaniem TrAwKą, nadmiarem ruszających się grafik... i maskotkami, które należało karmić "komciami". Czasy to były urocze, wobec tego kierowana nostalgią postanowiłam, że mój blog też będzie miał maskotkę.
Pamiętacie tę scenę z filmu "Thor", w której główny bohater przebiera się i paraduje półnago, celem... no, chyba tylko pokazania wspaniałego umięśnienia? Scena ta miała mało sensu, a i tak jest jedną z moich ulubionych, wobec tego maskotką mojego słit blogasia będzie właśnie Thor, wersja rozebrana.
Maskotka nie robi niczego, nie służy do niczego i jest tu, ponieważ autorka ma dziwne poczucie humoru. Ładnie jednak wygląda, więc pewnie tu zostanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz